czwartek, 5 czerwca 2014

Television - Adventure (1978)

Co można powiedzieć o Television? Jest to zespół powstały w 1973 w Nowym Jorku i istniejący właściwie do dziś. Wprawdzie przerywał on swoje bytowanie dwa razy, ale praktycznie istnieje on do dziś. Nie wiem czy to dobrze, w końcu ostatni album zatytułowany pomysłowo Television wydali po pierwszym "reunion" w 1992. Ja na razie zapoznałem się jedynie z drugim albumem w kolejności chronologicznej, więc to nad nim zamierzam nieco pokontemplować. Jego tytuł to, przekładając na polski, "przygoda". Czy jest to rzeczywiście taka przygoda? Ależ oczywiście! Zespół jest opisywany jako pionierzy punku, teoretycznie nowej fali, post punku, i art punku. Czy jest tu jakikolwiek punk? Cóż, zdecydowanie na tej płycie zespołowi jest bardzo daleko do np. Sex Pistols tworzących w tym samym okresie czasu.  Natomiast, czego Television nie można odmówić to tego, że w rzeczy samej na tym krążku udowadniają, że są protoplastami wielu gatunków, a na żadnym z nich nie skupiają się w mniejszym lub większym stopniu, dostajemy tu równą dawkę każdego możliwego gatunku, na które zespół mógł mieć wpływ. Jako fan dość skocznych, melodyjnych riffów zostałem zaspokojony już pierwszą piosenką noszącą tytuł Glory. Słuchałem sobie tak tego pierwszy raz, drugi, trzeci, czwarty nie mogąc opędzić się od dość intensywnego deja vu, bo chwila, gdzie ja to słyszałem?! Ach tak, to ten Mac DeMarco, którego zapętlałem dość intensywnie ostatnimi czasy - nie okłamujmy się, w jego muzyce słychać niemało nawiązań do muzyki tego typu zespołów. W tejże piosence, o której już napomniałem, ówczesny gitarzysta zespołu, Richard Lloyd wspina się na wyżyny umiejętności wygrywając na swym Fenderze Jaguarze riff nieziemsko wpadający w ucho, bardzo letni, rześki, dość uniwersalny. Takie indie tamtych czasów. Są też utwory spokojniejsze, na przykład następne w kolejności Days. Zagrana na kanale czystym niemalże "fleetwoodmacowa" ballada o miłości.  Następnie mamy mój ulubiony utwór tej płyty, czyli Foxhole. Ton gitary kojarzy mi się tu nieco ze Steppenwolfem, lub przynajmniej ZZ Top, ale to nie jest tym, co czyni tę piosenkę tak wyjątkową. Czyni to samo wykorzystanie owej gitary, a właściwie - gitar. Dostajemy riff niczym Born to be Wild, a zaraz potem króciutkie solo na wstępie. I co niby w tym odkrywczego? A to, że ci właśnie panowie byli w tym pierwsi. Każdy możliwy rock/post punk, który usłyszycie po latach 70' czerpie całymi garściami z takiego modelu piosenki. Dość patetyczna wymowa utworu nie przeszkadza mi w podśpiewywaniu pod nosem "Foxhole, foxhole" w refrenie razem z wokalistą, bo gwarantuję wam, szybko podłapiecie ten kawałek. Po drodze jest jeszcze bardzo bluesowe Careful, w którym fraza "I don't care" wyśpiewywana z taką radością rozbraja mnie za każdym razem. No i jest jeszcze tytułowy kawałek, czyli Adventure. Posłuchajcie go sobie tak z 3 razy. A potem odtwórzcie sobie La Grange od ZZ Top. Mało powiedziane, że podobieństwo jest UDERZAJĄCE.
Co mogę od siebie powiedzieć, by podsumować całą płytę?
Jeśli słuchacie dużo różnej muzyki, między innymi tej z użyciem gitar, to koniecznie posłuchajcie Television. Gwarantuję wam, że wiele zagrywek skojarzycie z nieco nowszych projektów, a w dodatku poznanie korzenie tego wszystkiego. Bardzo przyjemna muzyka. Do odstresowania w sam raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz